MIĘDZYLESIE - W oczekiwaniu na przeciwpowodziową marszrutę
Napisano dnia: 2024-12-29 19:00:52
(Inf. wł.). I w gminie międzyleskiej wiele zabudowań mieszkalnych oraz gospodarczych ociera się o rzeki lub potoki. Są miejsca, w których każdy wyższy stan wody w ciekach jest równoznaczny z zagrożeniem dla ludzi i zwierząt, także przez lata gromadzonego mienia. Niestety, ale ten problem jest wynikiem decyzji sprzed dziesięcio-, a nawet stuleci, bo domy stawiano tam, skąd było można najszybciej i wygodniej zaczerpnąć wodę. Dlatego większość wsi ma typ łańcuchowy, który nie tak łatwo będzie zmienić. Nawet w sytuacji, gdy miałyby zaistnieć tzw. czerwone strefy zalewowe.
O określeniu obszarów najbardziej narażonych na zalania podczas obfitych opadów deszczu mówi się nie od dziś. Nazwano je czerwonymi strefami, które np. w ujęciu graficznym wskazywałyby mieszkańcom oraz władzom lokalnym tereny szczególnie podatne na wystąpienia wody z koryt rzek i strumieni, ale też ryzyko wystąpienia powodzi stokowych. Takie nieruchomości - w myśl wstępnych założeń - miałyby zostać wyłączone z jakiejkolwiek zabudowy.
Burmistrz Międzylesia Tomasz Korczak nie ukrywa, że jest mocno zainteresowany tym, co narodzi się z koncepcji wskazania czerwonych stref. I mocno niepokoi się z powodu, że do tej pory np. włodarze gmin nie mają jakichkolwiek informacji dotyczących prowadzonych bądź przeprowadzonych analiz sytuacyjnych, przebiegu tych stref czy zamierzeń państwa odnośnie innych oczekiwanych rozwiązań przeciwpowodziowych.
- Nie wiemy, czy te wszystkie przymiarki będą skutkowały budową kolejnych zbiorników, czy pojawi się wskazanie odległości zabudowy od linii brzegowej. Nie wiemy też o innych kwestiach - i to w sytuacji, gdy wiele osób po prostu musi się odbudować. Ludzie dostają pieniądze w ramach środków rządowych, wydatki muszą rozliczyć w określonym terminie w postaci faktur, więc nie mają czasu na zwłokę. Każdy dzień niepewności co do tego, czy akurat ich budynek nie będzie musiał zostać wyburzony z racji ogromnego zagrożenia powodziowego skutkuje większym zdenerwowaniem i nieufnością - zauważa włodarz: - Na tę chwilę wywołanie tematu czerwonych stref przyniosło sporo zamieszania jak pożytku. Osobiście nie mam ani wiedzy, ani uprawnień, żeby nawet na nasz użytek gdzieś takie obszary wykreślać. Tym bardziej, iż powiedziano nam, włodarzom gmin, że jeśli pojawi się plan budowy kolejnych zbiorników, to linia przebiegu czerwonych stref się zmieni. A to oznacza, że obszar chroniony będzie inaczej wyznaczał obszar potencjalnego zalania. Dlatego sam nie mając wiedzy w tym zakresie, nie mogę być źródłem wiedzy.
To, czego mieszkańcy gminy międzyleskiej dowiadują się na zasadzie pewnika sprowadza się do ich przekonywania, że nie da się wielu gospodarstw położonych przy ciekach wodnych uchronić przed powodzią. Nawet biorąc pod uwagę zapowiadane inwestycje w zbiorniki. Są rozważane dwie koncepcje. Pierwsza mówi o budowie takich obiektów na terenach niezabudowanych i formie kaskadowej...
- Przychylam się do tej propozycji od samego początku jej pojawienia się - przyznaje burmistrz T. Korczak: - Teraz tym bardziej, bo tama w Roztokach i w Boboszowie są tego dobrymi przykładami. Natomiast propozycje związane z koniecznością wysiedlenia na przykład tysiąca dwustu osób dla ochrony... tysiąca dwustu do mnie nie docierają. W ogóle porównywanie zbiorników przeciwpowodziowych budowanych na ziemi kłodzkiej do zaistniałego w Raciborzu jest nieporozumieniem; mamy do czynienia z dwiema różnymi sprawami, innymi realiami. Zwrócę przy tym uwagę na jedną ważną rzecz przy budowie zbiorników w naszych warunkach; zbiornik w Stroniu Śląskim, niezależnie od przyczyn jego katastrofy, uwidocznił jeden punkt, który musi być zrealizowany równolegle z inwestycją. Chodzi o czas reakcji na zaistniałą awarię. Ludzie muszą być przygotowani na taką sytuację, wiedzieć, co mają zrobić. Oni muszą wiedzieć, skąd do nich trafi informacja. Dlatego, jako szef Stowarzyszenia Gmin Ziemi Kłodzkiej, zabiegam o utworzenie systemu informowania, który będzie powiązany z Wodami Polskimi, gminami, powiatami, urzędem wojewody oraz marszałka województwa. Rzecz w tym, żeby każda osoba mieszkająca w strefie ewentualnego zalania była indywidualnie powiadamiana. Mamy takie środki, które mogłyby spełnić te wymagania. I tu nie myślę o telefonii komórkowej, która we wrześniu okazała się zawodna.
Zdarzenie powodziowe ze schyłku lata tego roku na obszarze gminy międzyleskiej było niewątpliwie mniejsze, aniżeli to z lipca 1997 roku. Nikt nie wie, jaką falą powodziową zaskoczy natura kolejnym razem. Stąd na teraz wszystko, co ma związek z wyhamowaniem jej zapędów jest bardzo, a nawet bardziej ważne. Nie da się odkładać w czasie myśli o tym, jak uchronić Długopole Górne, Domaszków, Roztoki czy Nagodzice, bo one, leżące tuż przy ciekach, były i ostatnim razem najbardziej zalane. I ich mieszkańcy powinni dowiedzieć się jak najszybciej, najlepiej z ust specjalistów od gospodarki wodnej, o podejmowanych rozwiązaniach, dzięki którym będą mogli poczuć się bezpieczniej, co jednak nie znaczy, że bezpiecznie.
Bogusław Bieńkowski
Komentarze:
Seitendorfer*.devices.net.pl
Środa, 2025-01-01 13:01
I tu się z Panem Korczakiem całkowicie zgadzam. Dywersyfikacja retencji, mniejsze zbiorniki kaskadowe, wytyczenie terenow zalewowych na łąkach i nieużytkach, nieregulowanie na siłe koryt rzecznych. No i oczywiście przećwiczone procedury na wypadek kataklizmów i działające systemy komunikacji i ostrzegania.
Dodaj komentarz