Muzeum Filumenistyczne chce bardziej zaintrygować swoich gości

BYSTRZYCA KŁODZKA (inf. wł.). W tym miesiącu nie uda się zakończyć prac związanych z przygotowaniem kolejnej części wystawy pt. "Opowieści zapałczane - Matchbox stories". Dyrektor Muzeum Filumenistycznego Paweł Pawlik, w którym ekspozycja jest realizowana, zapewnia, że ujrzy ona światło dzienne do końca grudnia br.

- Jest to projekt dwuletni, zapoczątkowany w ubiegłym roku. Obejmuje modernizację wystawy stałej w naszym muzeum. Zamierzenie sprowadza się do dostosowania do percepcji współczesnego, nowoczesnego widza tematu, którym jest filumenistyka i historia niecenia ognia - komunikuje dyrektor. P. Pawlik. - Jak wiadomo, etykieta jest małym obrazkiem, na którym trudno jest skupić uwagę obserwatora. Ale jeśli wspomoże się go multimediami, np. pozwoli na powiększenie skanu tych obrazków, powiększenie etykiet w ogóle jako takich motywów obiektów przestrzennych, to wierzę, że dana etykieta naprawdę zajmie widza. I wtedy, gdy przejdzie na piętro muzeum, gdzie mamy zapałki z czterech stron świata, to zrozumie, że zabawa w nim polega na śledzeniu tych niewielkich etykiet i wgłębianiu się w ich szczegóły...

Do tej pory dzieje się tak, że wiele osób odwiedzających Muzeum Filumenistyczne traktuje je tylko jako zbiorowisko rzeczy i przedmiotów związanych z nieceniem ognia. Tymczasem pozostaje ono kopalnią ogromnej wiedzy schowanej w tych małych obrazkach, często tej samej wielkości jak pudełko zapałek. Po prostu w tą wielkość trzeba wniknąć, niczym Alicja w krainę czarów, która po przejściu przez tajemnicze drzwi zmniejszyła się proporcjonalnie do otoczenia, aby je poznać w szczegółach. W bystrzyckim muzeum też takie drzwi istnieją, i to już na samym wejściu.

- Osobiście uważam, że umożliwiając wnikliwsze obserwowanie tych małych obrazków, przybliżymy naszym gościom wyjątkową postać projektowania graficznego. Ono często było robione anonimowo, bowiem było to wzornictwo przemysłowe. Ale czerpało pełnymi garściami z doświadczeń polskiej szkoły plakatów, stąd w wielu przypadkach mamy do czynienia z takimi malutkimi arcydziełami. A że etykieta zawsze miała poligrafię mniej wypasioną niż znaczek pocztowy, to dziś stanowi dodatkową atrakcję. Ograniczenie wynikało choćby z możliwości poligraficznych, dlatego artysta musiał wypowiedzieć się w małych formach, mając do dyspozycji np. tylko cztery kolory - podkreśla nasz rozmówca.
 

Wspomniany projekt muzealny swoim nowatorskim podejściem obejmuje też całą historię niecenia ognia i jego wykorzystania przez człowieka. Dotyka przekazu o przeszłości fabryki zapałek w Bystrzycy Kłodzkiej, pokazanej np. na pięknych czarno-białych fotografiach, do tego powiększonych.

- Tak zwaną wisienką na torcie przez nas komponowanym będzie historia kościoła ewangelickiego i szkoły, w których to budynkach muzeum się znajduje. Ich projekt wyszedł z pracowni Karla Schnikla - jednego z najwybitniejszych architektów tamtych czasów. Mamy ich wspaniałą makietę, która została wykonana przez mistrza sztuki modelarskiej Włodzimierza Włodarczyka, będącego społecznym kustoszem naszego muzeum - zauważa dyrektor P. Pawlik.

Aby jak najlepiej podać widzom całe muzealne bogactwo, trzeba było rozkuwać ściany, zainstalować dwie ogromne kraty wystawiennicze, na których znajdą się powiększone etykiety, przygotować inne elementy umożliwiające pokazanie lamp naftowych, pięknych piecyków...
 

- Znaleźliśmy karty wiktoriańskie, które pięknie prezentują te piecyki. Mamy eksponat, który odbija się od czegoś, co nam mówi o historii projektowania graficznego. W ogóle wszystko zaczyna wyglądać jakoś spójnie - dodaje p. Paweł. - Każdy z tych działów należało dopracować merytorycznie, zrobić kwerendę materiałów graficznych, na nowo opisać rekwizyty i eksponaty. Tak że dwa lata to naprawdę pracowity czas, tym bardziej, że stanowimy nieliczny zespół. Do tego wykorzystujemy gospodarskie metody, czerpiemy środki m.in. z dofinansowania Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pochodzące z Funduszu Promocji Kultury.