PROSTO W OCZY - Z szacunkiem do precedencji

Im częściej biorę udział w różnych lokalnych i regionalnych uroczystościach, tym bardziej jestem zdegustowany nieznajomością zasad precedencji przez wielu ich organizatorów. To za ich przyczyną w pierwszej kolejności wita się gości z dalszych szczebli stanowiskowej czy funkcyjnej drabiny, co u tych ważniejszych może wzbudzać (i wzbudza) poczucie zlekceważenia. I nic dziwnego, skoro np. asystenta parlamentarzysty lub inspektora jakiegoś wydziału wymienia się przed wojewodą albo włodarzem gminy bądź powiatu.

Początków precedencji, czyli kolejności osób wymienianych z racji ich pozycji społecznej podczas znaczących wydarzeń, upatruje się w czasach Bizancjum. Przez minione stulecia ów protokół był doskonalony, ale i porządkowany. Współcześnie w Polsce ma swoje odbicie w wielu opracowaniach, choćby niektórych byłych dyplomatów czy pracowników naukowych uczelni. Wydawałoby się, że osoby z instytucji i podmiotów gospodarczych, przygotowujące scenariusz jakieś istotnej dla nich uroczystości, zadadzą sobie trud wcześniejszego przestudiowania takiej literatury, by później nie rumienić się za popełnione gafy. Niestety, ale wychodzi na to, że niewiele z nich temu się poświęca i dochodzi do kuriozalnych, jeśli nie komicznych sytuacji nawet podczas patetycznych wydarzeń.

Przykładów tak niedopracowanych powitań można mnożyć oraz mnożyć, choćby z ostatnich wydarzeń o gminnej czy powiatowej randze. Na jednym z nich po dyrektorze jakiegoś tam departamentu wojewody wymieniono asystentkę parlamentarzysty, po niej prezesa któregoś ze stowarzyszeń, później przedstawiciela powiatu, a jeszcze później posła i burmistrza. Gdzie indziej "pierwsze skrzypce" i kolejne również przypisano nie tym osobom, którym przypisuje je przywołana precedencja, tylko na zasadzie: jak leci. Kto wie, czy to nie jest przyczyną, że u tych mniej ważnych, a "wyróżnionych" na swój sposób ludzi, z upływem czasu rośnie pretensjonalizm, m.in. wobec mediów, że pominięto ich w informacji o wydarzeniu z ich udziałem, a nawet nie pokazano na zdjęciu.

Nie ukrywam, że nie od dziś podoba mi się precedencja konsekwentnie stosowana w jednej z gmin na ziemi kłodzkiej. Lista oficjalnie witanych gości nie przekracza dziesiątki, zaś pozostałych za przybycie wyróżnia się ogólnym "dziękuje". Wśród tych pierwszych nie ma np. już przywołanych asystentów posłów lub senatorów, bo jak usłyszałem, są szeregowymi pracownikami albo pośrednikami swoich mocodawców, co oznacza, że nie wchodzą w ich kompetencje. Tym samym ręce mniej bolą od oklasków, a i zażenowanych jakimś nietaktem jest zdecydowanie mniej. Słowem, to jest przejaw szacunku do precedencji godny skopiowania od zaraz.

(bwb)