Odnaleźć Afrykę w swym sercu

A A A Pdf Print16x16 Mail16x16
Napisano dnia: 2014-07-29 07:55:04
KŁODZKO, AYOS (Kamerun). Ojciec Wojtek, paulin, do Kamerunu trafił cztery lata temu. Dość szybko się zaaklimatyzował, choć nie było to łatwe. Są rzeczy, które z pewnością szokują Europejczyków, jednak działalność misji i pomoc dzieciom daje wystarczającą satysfakcję, by Afryką wypełnić serce. 



Jestem cztery lata w Afryce i szczerze mówiąc, wracając tutaj, do Europy, bardziej swojsko czuję się w Kamerunie, a konkretnie w Ayos – mówi ojciec Wojciech Jeziorski, który na misję wyruszył cztery lata temu. – Wynika to bardziej z nastawienia ludzi, z relacji międzyludzkich. Ludzie są szczerzy do bólu i pokorni. Rodziny w Kamerunie są wielodzietne, ma się wrażenie, że wjeżdża się w rewir jakiejś szkoły. Wszędzie jest multum ludzi, wszyscy spędzają ze sobą czas, rozmawiają...
Ojciec Wojciech ma 30 lat, pochodzi z Kłodzka, jest paulinem. Obecnie spotyka się z ludźmi w parafiach naszego regionu, prowadzi rekolekcje.
Z pewnością chętnie opowie o Kamerunie. A jest czego słuchać – to, co tutaj przytoczyliśmy to tylko mały wycinek całej opowieści.

 „Wy macie zegarki, my mamy czas”
 Miasto, w którym znajduje się misja, liczy około dziesięciu tysięcy mieszkańców. Według kameruńskich standardów, jest to miasto prowincjonalne. Było ono zakładane jako miejsce dla trędowatych. Usuwano ich ze stolicy i właśnie tutaj stworzyli oni własną osadę – przy rzece Nyong w dżungli, która została wykarczowana. W tej chwili osób trędowatych w mieście żyje ponad 20, przy czym zażywają one leki i już nie zarażają. Natomiast problemem stała się epidemia wrzodu Buruli, pochodnej trądu i gruźlicy. 

Miasto ma własną strukturę – szkoły, urzędy, sklepy, zakłady świadczące różne usługi (choć sklepy i zakłady

najczęściej stanowią budy zbite z kilku desek...). W środku miasta jest plac defilad, gdzie odbywają się spotkania np. na cześć urzędującej władzy. Generalnie życie można rozdzielić na stolicę, miasta prowincjale i wioski. W każdym z tych miejsc wygląda ono zupełnie inaczej, to są inne światy. Dużym zaskoczeniem dla o. Wojtka było to, że pomimo dużego ubóstwa zewnętrznego, ludzie są szczęśliwi. – Wymyślamy jakieś pralki, kuchenki, które mają zaoszczędzić nam czas, a ludzie wciąż się rozchodzą, brakuje im wciąż tego czasu. A w Afryce od razu spotkałem się z powiedzeniem „Wy Europejczycy macie zegarki, a my mamy czas”. I rzeczywiście, ludzie tam nie mają rzeczy ułatwiających im codzienność, bo za każdym razem trzeba zrobić palenisko, nanieść wody i drewna, a wciąż starcza im czasu. Mam wrażenie, że w tym dziesięciotysięcznym mieście wszyscy się znają. Nie ma też problemu, by organizować wspólne inicjatywy z protestantami i żyć z muzułmanami. Jest ciągła wspólna wymiana choćby towarów. Życie jest pełne wigoru już od samego rana – zaczyna się o 6.00, a kończy się o 18.00 – i tak przez cały rok. Jesteśmy jeden stopień nad równikiem, więc pora jest stała. Wschód i zachód słońca trwa może 15 minut.

Stopniowe poznawanie się
Ludzie są życzliwi i gościnni. Nie mają oporów w kontaktach, są bezpośredni. Na powitanie nowego misjonarza zorganizowano nawet koncert muzyki i tańców tradycyjnych. Jednak dopiero po pewnym czasie, stopniowo dopuszczają do tajemnic plemienia. – Na początku byłem zachwycony relacjami międzyludzkimi, bo samo miejsce nie jest łatwe do życia. Szokowały mnie, jako Europejczyka, dopiero później odkrywane sytuacje, na przykład sposób wydzielania jedzenia w rodzinie czy szorstkie traktowanie dzieci. Przy posiłkach pierwszeństwo ma starszyzna, mężczyźni, a na samym końcu dopiero dzieci. Zrozumiałem, że oni później muszą wejść w trudne życie i chyba to jest naturalne hartowanie dzieci, o którym nawet oni nie myślą. Tak po prostu jest. 

Pomimo tego, że ludzie żyją w miasteczku, to nadal wyraźne są tradycje plemienne. Społeczności pilnują choćby czystości krwi...



Tutaj jest Afryka
Z jednej strony mieszkańcy Kamerunu uważają, że rozwiązania ich problemów trzeba szukać w Afryce, w miejscach, gdzie udało się je zniwelować. Z drugiej zaś strony mieszkańcy informacje o świecie zewnętrznym czerpią z brazylijskich telenowel, które na okrętkę maglowane są w telewizji i które ogłupiają i dają błędny obraz świata. Smutna prawda jest też taka, że mocarstwa żyją z wykorzystywania Afryki. Kamerun jest byłą kolonią brytyjską oraz francuską i ich wpływy tutaj nadal są silne. – Konflikty zbrojne, jak na przykład ten obecnie prowadzony za naszą wschodnią granicą, gdzie media ogólnoświatowe podają, że rozgrywają się na tle religijnym, tak naprawdę prowadzone są o wpływy w danym regionie. 

O. Wojciech opisuje pewną absurdalną sytuację z Republiki Środkowoafrykańskiej. Najemnicy z Czadu (należący także do armii kraju, a obecnie będący bojówkami rebeliantów) atakują chrześcijan ponoć na tle religijnym (Czad jest muzułmański). Aby rozwiązać sytuację Unia Afrykańska daje mandat do zaprowadzenia spokoju armii Czadu, której najemnicy niejako prowadzą rzeź. Za wywołaniem konfliktu – co widać z perspektywy osoby żyjącej w Afryce – stoją siły zewnętrzne... W dużej mierze chodzi o dostęp do surowców.

Wyzysk widać na każdym kroku, ceny produktów, surowców są windowane. Ba, na niektóre produkty, np. solary, które w tak słonecznym kraju, rozwiązałyby niejeden problem, wydaje się, że monopol ma pewien europejski przedsiębiorca, który żąda horrendalnych sum. Nie ma też szans, by sprowadzić dany produkt z Europy bez rzeszy pośredników.

Wszędzie panuje korupcja. – To jest tak. Potrzebuje się choćby pięciu ton piasku. Idzie się prosić o pomoc. W projekcie wpisuje się daną ilość, funkcjonariusz państwowy dopisuje tam swój przydział. Wszyscy o tym wiedzą. I teraz pytanie, czy godzić się na to? Ale wówczas nie pomoże się nikomu, bo my nie dostaniemy piasku, ale nie będzie też korupcji. Czy może otrzymać piasek i pomóc chociaż kilku osobom...

Kamerun jest państwem – można rzec – wojskowym. Demokracja jest tylko pozorna. – Do demokracji nikt tutaj nie jest przyzwyczajony i jej pop prostu nie ma. O wszystkim decyduje jedna osoba, są różne struktury: policja, wojsko, straż leśna, urzędnicy, itp. Jednak w każdej chwili może przyjść rozkaz i wszystkie one stają się regularną armią. Więc pomimo życzliwości „ulicy” życie nie jest różowe. Ba, mało kiedy zbliża się nawet do bladego odcienia tego koloru. 



Chcesz wesprzeć misję, a dokładniej budowę świetlicy, by dzieci miały gdzie spędzać czas, uczyć się i dożywić się.

Możesz przekazać darowiznę: Kuria Generalna Zakonu św. Pawła I Pustalnika, PKO BP SA,
26 1020 1664 0000 3502 0185 8554
,
koniecznie z dopiskiem: Misje paulińskie w Kamerunie – Ayos świetlica


Edukacja wyjściem z sytuacji
Misja, którą tworzy o. Wojtek, stawia głównie na zapewnienie najbiedniejszym dzieciom (także sierotom) możliwości nauki – również zawodu, dożywia je. Animuje też życie kulturalne. – W Kamerunie szkoły są płatne. Podstawówka to koszt około 300 zł za rok szkolny, ale pamiętać trzeba, że to kwota dla nich astronomiczna. Dzieci w weekendy pracują przy karczowaniu lasów, wycince traw, nawet w kamieniołomach, aby móc chodzić do szkoły. Chęć nauki jest wielka, bo chyba istnieje świadomość, że osoba wykształcona może poprawić swój byt i swoich bliskich. W niektórych rodzinach wybiera się jedno dziecko i później wszyscy pracują, by mogło się ono kształcić. 



Warunki są ciężkie, bo szybko zapada zmrok, a elektryczności potrafi nie być nawet przez miesiąc. Dzieci nie mają się gdzie uczyć. Misja wybudowała już dwie salki lekcyjne, prowadzi douczanie, korepetycje. Dzieci mogą tutaj spokojnie odrobić lekcje, skorzystać z pomocy, zjeść posiłek. Jest agregat, więc mogą liczyć na pomoc także po zmroku. Niestety miejsca nie jest za wiele, potrzebna jest świetlica i właśnie jej budowę zaczęli misjonarze. Nie ma jednak wystarczających środków – materiały budowlane – ze względu na korupcję i ciągłą budowę kraju – potrafią być droższe niż w Polsce. Dodatkowo zaznaczyć trzeba, że występują tam pory deszczowe i zapewnić trzeba odpowiednie odwodnienie, fundamenty, itp. Stąd też kwotę budowy oszacowano na 17 tys. euro. Prowadzona jest zbiórka na ten cel.

– Przychodzi do nas około stu dzieci – mówi ks. Wojtek. – Stałych jest trzydziestu. Taka pomoc procentuje dalej – osoby, które „wyszły” z misji są wdzięczne. Okazują to pomagając innym, często opłacając szkołę, itd. 
Daniel Jakubowski


 



 







 
Zobacz galerie:
Komentarze:
Aparatsercanie*.9.175.255
Wtorek, 2014-07-29 21:44
od lat
Ojcowie sercanie z Sokolówki w Polanicy tez są na misjach w Afryce od wielu lat i to jest własnie posluga, a nie cieple "niby" misje w krajach unii europejskiej
AparatT*.neoplus.adsl.tpnet.pl
Wtorek, 2014-07-29 18:31
I to jest duchowny...
Dodaj komentarz
  • Studio27
  • Kotlina-dkl
  • 43622177_1952010061557016_8401772792021778432_n
  • Lukasz-dkl24
  • Ziemia-jaszkowa

najnowsze artykuły

Mini_2u2a0234
Środa, 2024-04-24
List_mini_pt-str.miejska
Środa, 2024-04-24
List_mini_2u2a4684
Środa, 2024-04-24
List_mini_pt-defibrylator
Środa, 2024-04-24
List_mini_2u2a4660
Wtorek, 2024-04-23
List_mini_pt-osp1
Wtorek, 2024-04-23
List_mini_pt-kult130la-----kopia
Wtorek, 2024-04-23
List_mini_klodzko
Wtorek, 2024-04-23
List_mini_klodzko
Wtorek, 2024-04-23
List_mini_pt-przestrzen
Poniedziałek, 2024-04-22
polecamy