W obronie alei dębowej

LĄDEK-ZDRÓJ (inf. wł.). Trzydzieści drzew w tzw. alei dębowej niebawem zostanie wyciętych, aby nie zagrażać bezpieczeństwu użytkowników drogi wojewódzkiej nr 390, której ona jest odcinkiem. Tej decyzji sprzeciwia się grupa mieszkańców skupiona wokół sołtys Radochowa, uważając ją za szkodzącą historii i środowisku. Przywołują fakt, że tę aleję jeszcze w połowie XIX-stulecia nakazała utworzyć królewna Marianna Orańska. Wtedy posadzono kanadyjskie dęby bezszypułkowe, żyjące po 400 - 600 lat. Te przeznaczone pod topór mają po 170 lat.


Przy wyjeździe z Lądka-Zdroju w stronę Orłowca nie da się nie zauważyć szpaleru wysokich drzew, tworzących jakby naturalny tunel zapewniający drodze cień i osłonę przed wiatrami. Poddano je badaniom dendrologicznym z uwagi na fakt, że niektóre z kilkuset tu rosnących nie od dziś wykazują objawy chorobowe.

- W ich przypadku mamy do czynienia z rozkładem korzeni i pni - w tym drugim przypadku na różnych wysokościach: aż od nasady przyziemi, przez całe drzewo idąc, po górne części - mówi gminny leśnik Mariusz Krynicki. - Każdy okaz był oceniany i badany indywidualnie i na tej podstawie wyłonił się nam obraz sytuacji.
 

Kilkanaście lat temu już zajmowano się kondycją dębów bezszypułkowych rosnących wzdłuż odcinka drogi wojewódzkiej nr 390. Wtedy stwierdzono, że co niektóre należałoby wyciąć, ale spotkało się to z protestem społecznym. "Aleja ta ma ogromną wartość przyrodniczą i historyczną, a już raz dokonano na nią zamachu - miało to miejsce w maju 2009 r, wtedy wycięto dwa zdrowe, piękne egzemplarze. Na szczęście szybka interwencja mieszkańców gminy z pomocą prasy zablokowała dalszą wycinkę" - zauważają obrońcy dębów i alei. W efekcie zdecydowano o podkrzesaniu wielu koron bardzo wysoko posadowionych. Uczyniono to z myślą o zachowaniu statyki drzew.
 

"Dęby stojące wzdłuż drogi, tworząc aleję, chronią i cieszą urokiem swej zielonej potęgi i mocy, upamiętniając działania niezwykłej kobiety, której ziemia kłodzka zawdzięcza rozwój" - podkreślają wręcz literacko członkowie grupy przeciwników przewidzianych wycinek. I zwracają uwagę, że władze miejskie chronią aleję modrzewiową w parku Zdrojowym, eksponują arboretum, więc powinny tak samo troszczyć się o aleję dębów.

- Z tego, co wiem, to w około 80 proc. są to drzewa bardzo chore. Kawałkami spadają na drogę, ale i korzeniami rozsadzają nawierzchnię jezdni, przez co droga staje się bardzo niebezpieczna - zauważa burmistrz Roman Kaczmarczyk. - Z pełnym szacunkiem dla tych dębów, które pięknie wyglądają, chore okazy musimy usunąć. Zaznaczam - chore, bo nie wszystkie będą wycinane. Te przewidziane do usunięcia, a więc popękane i chylące się na drogę są oznaczone farbą, podobnie jak do przycinki.
 

Włodarz Lądka-Zdroju podkreśla, że dęby kanadyjskie źle znoszą klimat tej części ziemi kłodzkiej, m.in. Gór Złotych. Należy się cieszyć, że dożywają współczesności, ale odbija się to na ich stanie zdrowotnym. - Mówienie o uratowaniu czegoś, co umiera wydaje się nonsensowne. Trzeba z tego zdać sobie sprawę - stwierdza R. Kaczmarczyk. - I przepraszam bardzo - jeżeli na kilkunastu czy kilkudziesięciu tych drzewach są postawione krzyżyki, to niech każdy sobie odpowie, które krzyżyki są lepsze: te znaczące czyjąś śmierć czy jej zapobiegające. A tak w ogóle to jestem zwolennikiem drzew znajdujących się po drugiej stronie rowów, nie przed nimi.
 

Droga z Kamieńca Ząbkowickiego, przez Lądek-Zdrój, do Stronia Śląskiego i w kierunku Kłodzkiej Bramy została poprowadzona w drugiej połowie XIX wieku. Wtedy i w latach późniejszych służyła pojazdom konnym; dla nich była w sam raz. Obsadzając ją dębami nadano jej charakter alei, która wraz z rozwojem motoryzacji coraz bardziej wchodziła w konflikt cywilizacyjny dziś objawiający się decyzją o wycince najbardziej zagrażających życiu, zdrowiu oraz mieniu okazów. Tę przeprowadzi jej zarządca, czyli Dolnośląska Służba Dróg i Kolei dysponująca prawomocną decyzją opartą na uzgodnieniach m.in. z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska we Wrocławiu.
(bwb)